CANVAS LOVE


Na sklep CANVAS trafiłam przypadkiem.
Gdzieś w otchłaniach internetu,a że należe do grupy tych kostumentów którzy przed dokonanie zakupu danego produktu,lubią( czyt. wolą) wziąć go w rece i pomacać( czasami też powąchać:))nigdy z oferty nie skorzystałam.
Od dłuższego czasu, bardzo cenię prostotę i naturalne surowce w dekoracji wnetrz.
W ogóle,we wszystkim.
Ale przyznam, że nie zawsze tak było...
Podejmowanie bezmyślnych przypadkowych decyzji, ma swoja cenę i do tej pory borykam sie z problemem: jak tu sie pozbyć czegoś, co wcale nie było mi nigdy do niczego potrzebne...
Ucze sie doceniać i rozpoznawać produkty, niekoniecznie na podstawie ich metki...Zwracam uwagę na jakość i trwałość,lubię poznawać ich historię(bo wszysko i wszyscy ją mają:),i może dlatego cześciej przekładam wartość starego nad tym nowym...
A im starsza sie staje, staram sie gromadzić wogół coraz mnie rzeczy. Teoretycznie:))
To miejsce zaliczam do tych pomiedzy...
Naturalne i świeże z domieszką starego...na dodatek,co bardzo rzadko idzie w parze,z przystępnymi cenami:))
Odkąd otworzyli swój jedyny oddział w miescie bywam tam regularnie:).Lubię klimat tego miejsca:z zawsze wpadajacą w ucho muzyka i przemiłą obsługą.Na tyle miłą, że pozwałaja swoim potencjalnym konsumentom (np.takim jak ja)) siedzieć na wygodnej sofie i przeglądać świetnie wydane książki wnetrzarskie.
Bez ograniczeń:))
Przy ostatniej wizycie,
Bardzo przypadły mi do gustu białe,solidne,pieknie postarzałe miski i kubki do herbaty.
Mieli również obrusy i ściereczki z canvasu- ręcznie wyrabiane przez zdolne rączki kobiet z Etiopii.
I oto są i zdobia mój stół i całe wnetrze jednocześnie.
Uwielbiam w taki sposób umilać sobie przyjemność jedzenia.




Dzisiaj częstuje Was pyszną, pożywną zupa krupnik
i życzę wspaniałego poniedziałku!!
Również,jak to określiłaś przekładam wartość starego nad nowym i nie przywiązuję zbytnio uwagi,czy to dobrze,czy źle w moim wieku,po prostu lubię otaczać się rzeczami z przeszłością,minimalistycznymi i pięknymi w swej prostocie.Przede wszystkim lubię jednak "w taki sposób umilać sobie przyjemność jedzenia";)
OdpowiedzUsuń2 ostatnie zdjęcia zachwycają.Oddają wszystko!
Pozdrawiam Cię.
M.
trafiłaś w samo sedno. mam tak samo. a w taki sklep bardzo chętnie wpadłabym pobuszować. tych kubków szukam wszędzie. moja Babcia takie miała :) co to za tekstura, na której leży łyżka na przedostatnim zdjęciu? podoba mi się :)
OdpowiedzUsuńprzepiekniaste...wszystko porostu przepiekniaste!
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Monisiu..., bardzo podoba mi sie okreslenie minimalistyczny...i chyba wlasnie to mialam na mysli piszac o wieku i gromadzeniu. Teraz, bardziej niz kiedykolwiek mam potrzebe przestrzeni. Powoli zaczynam sie dusic wsrod sporej ilosci " "staroci" ktore udalo mi sie nagromadzic przez lata...
OdpowiedzUsuńOwiecko...ta tekstura wylozona jest wew. czesc okladki. Z bliska wyglada jak zdjecie starej poniszczonej sciany...Moze pamietasz, jak malowalo sie sciany w rozne wzorki, krore zastepowaly wspolczesne tapety??
Magdaleno...:)))) Sciskam!!
Sciskam
Aguś, (mogę jak mąż za czasów liceum? ;)))) )
OdpowiedzUsuńTak pięknie, tworzysz piszesz, że nie mogę się powstrzymać od tego zdrobnienia.
Jak mi się wydaje, ze Twoje zdjęcia nie mogą być już bardziej "Twoje" to pokazujesz, że mogą!
Uwielbiam tego typu odkrycia! Uwielbiam i zawsze to powtarzam ;) Tak wyrwane to zdanie, że nie wiadomo o co chodzi. Czy o Ciebie i o sklep ;)
W pierwszej chwili miałam na myśli sklep... Ale... Większym "odkryciem" jesteś Ty!
A tak na prawdę to na fotografiach zachwyciły mnie przedmioty, kompozycja i kolor - cudo!
Uściski!
PS
Dzisiaj rano włączyłam radio. Nie słucham nigdy stacji z hitami. Zadko radia, ale do rzeczy.
Jeden z redaktorów powiedział :
"Drodzy państwo, do weekendy jeszcze tylko 4 dni!"
I nasunął mi się na myśl Twój post. Do wiosny tylko 70 dni! ;)
Chociaż jak tak pomyślałam to to mało, bardzo.
no właśnie dokładnie taki efekt mi przyszedł do głowy- zdjęcie poniszczonej ściany. rewelacja! :)
OdpowiedzUsuńkrupnik z takich miseczek musi smakować prawdziwie domowo:)) a fotografie..zrobić rytuał z jedzenia zupy i ująć go w obrazie to prawdziwa sztuka:)jesteś jak Murakami fotografii:))
OdpowiedzUsuńuściski!
J
Oj, piękne rzeczy mają w tym sklepie i śliczne te Twoje naczynia. Lubię minimalizm. I krupnik też lubię:)
OdpowiedzUsuńToniu...pewnie,ze mozesz, tym bardziej, że mąż chyba zapomniał:))
OdpowiedzUsuńPan z radio musi być niepoprawnym optymistą zatem;) jak ja:))
Ściskam serdecznie!!
Owieco...sama książka jest rewelacyjna również, pewnie jeszcze nie jeden raz tu zawita:))
dotblogg...a Ty prawisz takie komplementy, że zawsze mam rumieńce:)))
Krupnik smakował, nawet bardzo z dzieciństwa to właśnie moja ulubiona zupka:))
Partycjo...na moja zgube chyba;-))
ps. własnie mija czwarty dzień od kiedy wychodowałam zakwas żytni z Twojego przepisu. Pieknie pachnie ale myślę, że poczekam cierpliwie 10 dni zanim upieke pierwszy w życiu chleb na zakwasie:))
Pozdrawiam! Dziekuje za przepis!
Ja również uczę się tej subtelności, ostrożności, jeśli chodzi o ocenę rzeczy, które kupuję.
OdpowiedzUsuńA do takiego miejsca chętnie bym wstąpiła - książka i ciepła, smaczna zupa. Tak, zdecydowanie mi pasuje. ;)
Poczekaj, poczekaj, on z każdym dniem nabierze mocy:) Jako pierwszy polecam Ci cudowny Vermont Sourdough - http://truffle-in-a-rum-chocolate.blogspot.com/2008/10/vermont-sourdough.html. Myślę, że będzie Ci smakował i taki młody zakwas powinien go udźwignąć:) Serdeczności!
OdpowiedzUsuńnoresay...gwarantuję, że na jednym razie by sie nie skończyło:))pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPatrycjo...jeszcze raz dziekuję! Mam nadzieje, że mój piekarnik udźwignię ciężar presji jaka na nim ciaży;-), różnie to z nim bywa. już widzę po samej nazwie, że się polubimy:))
Usciski!
Patrycjo...piekny jest! I taki duuży:))
OdpowiedzUsuńBede potrzebowała specjalnego naczynia do wyrastania, własnie zamierzałam sie rozejrzeć gdzie moge go nabyć. I to trzeszczenie o którym piszesz...niemal moge je usłyszec patrząc na niego:))
Pozdrawiam!
Agnieszko,
OdpowiedzUsuńZanim kupisz koszyczek do wyrastania, chleb może też doskonale wyrastać w durszlaku, wyłożonym omączoną ściereczką. Trzymam kciuki za moc piekarnika i za Twój pierwszy chleb. Będzie magicznie:)
Dziekuje serdecznie za wskazówki i za trzymanie kciuków:-). Teraz musi sie udać:)
OdpowiedzUsuńCudnie rustykalne klimaty. Trzecie zdjęcie- moje ulubione.
OdpowiedzUsuńAgnieszko, swietne to miejsce i ladne nowe-stare nabytki.
OdpowiedzUsuńTez bym sie w takim miejscu mogla zgubic na dlugo!:)
PS Trzymam kciuki za chleb!:)
Usciski!
Raincloud...moje również;-). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAgnieszka...;-))) Napisałam @
Agnieszko, dziekuje za @:) odezwe sie wkrotce!:)) Buzka!
OdpowiedzUsuńJasne, nie ma sprawy;-)
OdpowiedzUsuń