11/27/2011



W sobotę, kolejna wyprawa poza miasto. Chyba ostatnia o tej porze roku.
Póżno-jesienne krajobrazy, bez barw i kolorów. Mimo to,  piękne.
Zapach powietrza od którego momętami kreciło sie w głowie i rzeka Hudson która z wąskiego przesmyka wodnego, tutaj nabiera monstrualnych rozmiarów.
Nie mamy jeszcze planów noworocznych, a to miejsce jest jednym z tych w których chciałabym  się  znależć w zimną, śnieżną noc sylwestrową.
Pomyślimy.
W końcu to już za chwile...


Park nieopodal Ośrodka i jezioro w którym można się kapać latem.




Krótka przerwa po godzinnej wspinaczce:)
Lodowisko! Koniecznie muszę się postarać o własne łyżwy!
By P.
;)



Zachód słońca. W drodze powrotnej.





Pozdrawiam Was Wszystkich bardzo serdecznie
Przyjemnego tygodnia!!








11/22/2011

Jest połowa listopada...
Wsród bezlistnych gałezi drzew widać opuszczone ptasie gniazda...
Któregos dnia na niebie pojawiają się klucze dzikich gęsi i tak dobrze znany pejzaż zmiania się raptem...



od kilku nocy księżyc w pełni a ja cierpie na bezsenność...(?)
w weekend,
budzę się w połowie i tak płytkiego snu, czytam książkę przy lekko przygaszonym świetle, tracąc przy ty wzrok...
herbata.
jedna, druga...
prawie sto przeczytanych stron...i nic!
sen przychodzi dopiero w niedziele nad ranem...
* * *

Dużo sie ostatnio dzieje w naszej kuchni...
jesienna aura nastraja mnie na długie wieczory spedzone przy cieple wydobywajacym sie z piekarnika...
powstaje sporo nowo odkrytych dań, z czego oboje jesteśmy zadowoleni.
Taki jest plan, choć często wracam do tych znanych i sprawdzonych...po garść wspomnień, chwile zadumy ale również  po to aby zaskoczyły mnie na nowo...
Jesień, to najlepszy czas na codzienną porcję rozgrzewającej zupy, za którymi P. wrecz przepada. 
Ja zresztą też:)
I kocham te Nasze wspólne wieczory kiedy wiem, że po całym długim dniu, spedzonym poza domem, 

wieczorem, 
mamy tych kilka chwil tylko dla siebie, mimo, że bardzo czesto do wspólnej kolacji zasiadamy ostatnio dość pożno.




Pozdrawiam!







11/18/2011

podróż.



Każda kolejna podróż, choć inna
uczy mnie tej samej lekcji,
budzi te same emocje, równocześnie dając miejsce innym, i utwierdza w przekonaniu, że obcowanie z naturą - jako znak jej cichego uwielbienia, to jakby posiąść na własność Dar, który z każdym następnym razem staje się silniejszy.
Przez tych kilka minut, czasem godzin, dni...karmie swoje zmysły,
uczę się pokory wogec jej ogromu,
pielegnuję w sobie umiejętność dziwienia się światu...który w takie dni staje się wyrazisty jak wycinanka...


Dzisiaj,

patrze w głąb pejzażu i zapamiętuję jego
zrudziałe lasy ciągnące się po horyzont...
granatową, lustrzaną perspektywę jeziora...
stary dom na skraju wzgórza...
otchłań powietrza...
szum wodospadu, odbijajacy sie echem w mojej głowie.















Udanego weekendu!


11/13/2011

Minnewaska State Park


pomyślałam, że pokaże zdjęcia w dużym formacie.
trochę sie o to proszą, troche ja sie za nim stęskniłam.


wyjechalismy jeszcze przed świtem...
budzik zadzwonił pomiedzy piąta a piątą trzydzieści...pamietam leniwe ziewanie kota i jego błagalne spojżenie, gdzieś z odchłani naszego łóżka. i jak dobrze, ze spakowałam wszystko poprzedniego dnia!
poranna kawa  do połowy wypita z termosa na przystanku autobusowym. było zimno i powoli zaczynało jasnieć.  wchłaniałam swieże  powietrze wszystkimi komórkami na moim ciele a po mojej prawej stronie, w tej samej chwili spadła gwiazda...ułamek sekundy..."pomyślałaś życzenie?" usłyszałam pytanie...pewnie, że pomyślałam, w końcu mam tylko jedno...


kto kiedykolwiek widział spadajaca gwiazdę, wie co wtedy czułam...
na tych którzy nie widzieli, mam nadzieje przyjdzie jeszcze kolej...

obie drogi, tam i z powrotem mimo wydłużenia w czasie, powtórzyłabym raz jeszcze...bezwarunkowo.
bo nie cel był tutaj najważniejszy. czas spedzony razem, z dala od zgiełku miasta, pracy, ceniłam i nadal cenie.bardzo!
kolejne wioski jakie mijaliśmy, dla wielu moga wydawać sie zwykłymi... dla nas były czymś więcej...górzyste tereny, łaki , pola, i domy jakby żywcem wyjęte z filmów "Dzieci z Bullerbyn" albo " Ania z Zielonego Wzgórza"... pomyślałam: tak właśnie wygląda prawdziwa Ameryka...


park, do którego zmierzaliśmy przerósł moje najśmielsze oczekiwania.
z kilkoma jeziorami, hektarami lasu i kilkunastoma wodospadami, zaliczany jest do jednego z najpiekniejszych w całym Stanie.
My, z naszym ograniczonym czasem zdążyliśmy 
zwiedzic zaledwie jego niewielka część...
zakochac sie w każdym najmiejszym jego skrawku...
zaliczyć kilka  średniej ciężkości szlaków...
zgubic sie na połowie z nich...
zobaczyć najpiekniejszy zachód słońca...
zaplanować kolejny...
wyjazd, bo z zachodem moze być już różnie.
a wszystko to uwieczniliśmy na sześciu rolkach filmu...
po trzy na głowę...
i juz nie moge  doczekaćsię, jak wyszły...

cdn...