3/04/2019

IN SELF CARE( OR SELF DEFENSE(?) )


Nie mam pewności ale być może niektorzy z Was pamietają jak pisałam na blogu, dawno dawno temu post o moich
winter blues (link)

To był jeden z najczęściej odwiedzanych wpisów jaki tutaj zamiesciłam.
Spotkał sie z ciepłym odbiorem i Waszymi licznymi komentarzami- co bardzo mnie wtedy cieszyło.
Jeden z tych tekstów które piszę sie jednym ciurkiem, bez ciągłego wracania, sprawdzania i poprawiania- takie spontaniczne przelewanie myśli na papier, oczyszczajace i terapeutyczne zarazem.
Lubie taką moc blogowania, tą wibrującą energię która mnie przeszywa i napędza do działania.






Dzisiejszy wpis to uzupelnienie listy sprzed kilku lat.
Częśc z tych praktyk jest ze mną od lat-  cześć zupełnie od niedawna, nie są to jakieś odkrywcze rzeczy, jednak aby były skuteczne wymagają mojej uwagi i bycia konsekwentną.

Dzisiaj łapie za lupę i patrzę do wnetrza siebie.
Chcę dojść do korzeni swoich emocji i zachowań, poniewaz wiem, że tylko wtedy bede mogła poczuć prawdziwą ulgę.
Nie chcę żeby jakiś tam smuteczek wielkości balonika urósł do gabarytów latającego balona natarczywie unoszącego się nad moją głową, tak jak to bywało w przeszłosci.
Dlatego codzienne mikro- rytuały idealnie sie tu sprawdzają.
Staram sie aby były częścią każdego dnia, nie ważne jak mocno zapełnionego, bo wiem jak bardzo pozytywnie wplywają na stan mojego samopoczucia.



Codzienna Medytacja i prowadzenia dziennika.

Nawet 5 minutowa praktyka pomaga mi zdekopresowac umysł, uspokoić potok myśli i nadać ton rozpoczynajacemu sie dniu.
Pora dnia i miejsce maja w medytacji istotne znaczenie i dobrze jak pozostają niezmienne.
Poranek, zaraz po przebudzeniu, kiedy ciało i umysł jeszcze dobrze nie zdążą sie wybudzić, to dla mnie idealne rozwiazanie.
Polecam każdemu, komu ciężko o zmobilizacje o innych porach, ranek jest jak czysta tartka papieru gotowa na wypełnienie,  medytacja o tej porze daje poczucie dobrze rozpoczetego dnia.

Swoją praktyke utrzymuje w bardzo minimalistycznej formie, korzystan wtedy z dziennika w którym zapisuje intencje, i to co przyjdzie mi do głowy zaraz po praktyce, zapalam swieczkę.
Czasami korzystam z mocy kryształów, a jeszcze rzadziej puszczam relaksującą muzykę- lubię wtedy chyba najbardziej odgłos swojego oddechu .



Terapia zapachami;

Od zawsze byłam wyczulona na zapachy, z dziwną manierą wąchnia wszystkiego co wziełam do ręki.
Zapachy mają tę niepowtarzalną moc przenoszenia w czasie, porywają w najdalsze zakamarki pamięci, koją nerwy, oczyszczają aurę z nieporządanych wibracji.
Świadomie stosuje aromaterapię od kilku lat, wypełniam swoją przestrzeń zapachami swieżego eukaliptusu, palonej szałwi, swiętego drzewka, laski cynamonu, a tej zimy szczególnie upodobałam sobie mieszankę trzech olejków eterycznych: sosny, jodły syberyjskiej i kolendry.




Kontakt z natura;

Praca nad zamówieniami , pisanie, obrabianie zdjeć do bloga, wszystko to pochłania moją uwagę bez reszty, dlatego w ciągu dnia wielokrotnie robie sobie mini przerwy, wychodzę na spacer, rozprostować kości, zaczerpnąć świeżego powietrza.
Nawet krótki, 15 minutowy spacer po mojej semi zielonej wyspie o tej porze roku może uczynić ze mnie szczęśliwe dziecię.
Korzystam z tego co mam dostepne, tu na miejscu.
Początek roku był bardzo pracowity dla nas obojga, mniej bardziej stresujący, bez ani jednego wolnego weekendu na wypad za miasto.
Dobrze, że mamy na wyspie takie miejsca jak Greenbelt - Centrum Konserwacji Środowiska czy Snug Harbor - Centrum Kulturalne i Ogród Botaniczny, z których korzystamy przez cały rok.
Teraz kiedy jesteśmy na przedwiosniu, a sprawy zawodowe zwolniły tempa powoli rezerwuje czas na powrót naszych weekendowych wyjazdow.

Zadroszczę wszystkim którzy mają swój kawałek ogródka do którego mogą w każdej chwili sie udać, posiedzieć w ciszy, nasłuchując jednym uchem co tam w trawie piszczy, tym którzy mają mośliwość zakasać rękawy i popracować, mieć bezpośredni kontakt z ziemią. Bardzo mi tego tutaj brakuję.

Pamiętam jak byłam młodą dziewczyną -jeszcze w szkole podstawowej, po zajęciach zawsze zabierałam sie z mamą na działkę. A tam pracy bez liku. Nie było czasu na myślenie i zamartwianie.
Pochłonięta zajęciami szybko zapominałam o swoich troskach( !!!), po każdej takiej wyprawie wracałam szczęśliwa i mentalnie odprężona, choć fizycznie niebiańsko zmęczona.
Byłam chyba dość nietypową nastolatką, bo koleżanki mojej mamy zawsze sie dziwiły tym moim częstym wizytom na działce. Zaszczepiono we mnie miłość do pracy u podstaw, szacunek do przyrody i dbanie o nią przy każdej sposobności.
Ale bycie blisko natury to nie tylko przebywanie na jej łonie. To rowniez zapraszanie jej do siebie.
O ileż przyjemniejsze jest przebywanie w domu w którym bukiet swieżych kwiatów w wazonie to nie tylko odświętna tradycja a codzienny rytuał, dlatego nie wyobrażam sobie domu bez roślin i zieleni.




Troska o moje ciało i zdrowie.

Pewnie niejedna z Was przyzna mi racje, ze nic tak dobrze nie robi na głowę jak porządny zastrzyk endorfin ktorą zapewnia nam nawet kilkuminutowa aktywność fizyczna.
W mojej poprzedniej pracy, w której atmosfera i ogólne nastroje były dość napięte i oscylowały wokół niskich wibracji, moim remedium były zajecia na siłowni.
Codziennie w porze lunchu wymykałam sie na godzinną sesje, na spotkanie z matą, na chwile intensywnego wysiłku które dawały mi nie tylko mega energię na resztę dnia ale robiły coś niesamowitego z moja głową.
Takie skradzione chwile dla siebie w dniu przepełnionym ludzmi były dla mnie na wagę złota.

Dziś mam ten komfort ze mogę ćwiczyć kiedy chce i robie to z myślą o zachowaniu dobrego samopoczucia i stanu mojego ciała.
Są jednak dni w których moje ciało odmawia posłuszenstwa, już wiem, że takie chwile też są potrzebne i nie traktuje ich jak niechcianych intruzów.
Wciskam przycisk PAUSE i pooddaje swoje ciało wzmorzonej regeneracji, troszcząc sie o nie najlepiej jak potrafię.
Kilka dodatkowych godzin snu, delikatne zmiany w diecie o którą i tak dbam na codzień, relaksująca kąpiel z soli himalajskiem z dodatkiem olejków eterycznych, leniwe godziny z książka, i hektolitry wypitych naparów ziołowych. Stronie wtedy od komputera i telefonu, nie chce aby pożerały mój cenny czas i energię.




Wszystko to powoduje, że czuje sie uziemiona i u żródła swojego prawdziwego Ja. 
Uczą jak być wobec siebie bardziej wyrozumiałą i cierpliwą, jak chwile słabości zamienić na czas reflekcji , bez poczucia winy, jak przyjmować każdą emocję i stan ducha z otwartymi ramionami i stawiać im czoła zamiast tłumić i negować.


Dbajcie o siebie kochani.


Agnieszka.


6 komentarzy:

  1. Self care jest niemalże najważniejszą rzeczą, jaką możemy dla siebie zrobić. Korzystam z kryształów od lat i mam je porozkładane w strategicznych miejscach czy ulubionych torbach. Świec na biurku mam tyle, że prawie nie mieści się dziennik - a wczesny poranek to rzeczywiście najlepsza pora na pisanie. Ściskam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje trzymam przy łóżku, a ta wielka bryła soli na oknie, i po drugiej stronie łóżka, niestety oboje pracujemy przy komputerach w sypialni :(. Musze jednak cześciej otwierać dziennik i spisywać w nim swoje myśli, a nie tylko do medytacji, to dobra praktyka ��.
    Dzieki za wizyt�

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana, czy nadal nie uzywasz szamponu? W jaki sposób dbasz o włosy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Używam, na przemian z kostka do mycia włosów, ponieważ same szampony w kostce za bardzo przesuszają mi skórę głowy. Od jakiegoś czasu już uzywam olejku Jojoba na skórę i końcówki, robie płukanki z rumianku i octu jabłkowego na wyrównanie Ph skóry. Od ponad roku stosuje tylko naturalne produkty, nawet jak to są szmpony, nie stosuje żadnych odżywek choć jest jedna na którą mam oko;). Planowałam wpis o mojej aktualnej pielegnacji ciała i kosmetykach do makijażu, może pojawi sie już niebawem.

      Usuń
  4. Z Twoich ostatnich wpisów bije taki spokój, łagodność i pogodzenie ze sobą, harmonia. Ma to bardzo przyjemną wibrację...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Patrycja, cieszę sie, ze i Tobie udzielił sie ten klimat. Buziaki

      Usuń

Pozdrawiam :)